Salwador część druga
Wybrzeże Salwadoru jest stworzone do surfingu. Żałuję, że nie zacząłem surfować będąc brzdącem. Oczywiście nie mogłem zacząć, bo niby gdzie? Nie urodziłem się na Hawajach, czy w Kalifornii lecz w Kłodzku. Oprócz pięciu tygodni w Ekwadorze w 2001 roku, gdzie ledwie liznąłem klimatu i fali, nie miałem okazji oddać się żywiołowi oceanu.
Sunzal. ZatrzymaÅ‚em siÄ™ w Surfer’s Inn - przyjemny pokój (100 dolarów za miesiÄ…c, albo 8 za dzieÅ„), ogromny ogród z wielkimi drzewami i hamakami pomiÄ™dzy nimi. Na weekend zjechaÅ‚y siÄ™ tÅ‚umy ze stolicy. Od wÅ‚aÅ›cicieli hostelu pożyczyÅ‚em boogieboard (nazywany też bodyboard) - krótkÄ… deskÄ™ z pianki z elastycznÄ… linkÄ…, którÄ… przytwierdza siÄ™ na rzep do rÄ™ki. Zamiast surfować na stojÄ…co zasuwasz na brzuchu - w sumie, to namiastka prawdziwego surfingu. Za pierwszym razem nie zabraÅ‚em ze sobÄ… maÅ‚ych pÅ‚etw - musiaÅ‚em siÄ™ wiÄ™c nieźle napracować aby dopÅ‚ynąć w miejsce, gdzie przeÅ‚amujÄ… siÄ™ fale. Potem już jakoÅ› poszÅ‚o - choć kiedy porwaÅ‚a mnie fala, w parÄ™ sekund znów znalazÅ‚em siÄ™ przy brzegu (trzeba surfować wzdÅ‚uż fali a nie z niÄ…).
Czekając na falę zapominam o wszystkim. No, może nie o wszystkim... uważam na innych, bo w wodzie łatwo stracić głowę (w przenośni i dosłownie). Ostre krawędzie desek mogą szpetnie okaleczyć lub ogłuszyć. Tu wszystko może się zdarzyć - aż strach pomyśleć jak to jest, gdy surfuje się na ogromnych falach, gdzieś na Thaiti czy Hawajach. W wodzie wszystko jest względne; wszystko cały czas się zmienia: wiatr, prądy morskie, przypływy i odpływy, ukształtowanie plaży i zatoki, podwodne skały i rafy.
Sunzal położone jest przy drodze CA-2. Pełno tu ogromnych amerykańskich ciężarówek przewożących drewno opałowe, słychać je z daleka. Autobusy z i do La Libertad pojawiają się często, wyrzucając kolejnych pasażerów i zabierając następnych. W paru niewielkich knajpkach można przekąsić to i owo - przede wszystkim pupusy (naleśniki z nadzieniem z fasoli, sera i mięsa). Tanie, smaczne i pożywne. Za dwa dolary dostaniesz 4 pupusy, kawę i sok ze świeżych pomarańczy.
Suchitoto. Po czterech dniach zmykam na północ kraju. Ostatnia kąpiel w oceanie, szybkie śniadanie w pupuzerii i wbitka w autobus do La Libertad, gdzie przesiadam się w chickenbusa do stolicy. Tam wybiórka kasy z bankomatu, autobus miejski na dworzec. Pół godzinki czekania, no i chwilę później jadę w góry do Suchitoto. Poruszanie się po Salwadorze jest bardzo łatwe i tanie.
Kobiety z towarem przenoszonym w plastikowych miskach na głowie, wsiadają na tył autobusu. Na każdym przystanku pojawiają się sprzedawcy lodów, kurczaków, owoców, lekarstw, długopisów, baterii, ładowarek, etui do komórek i innych dupereli. Czasem wskoczy akwizytor, komiwojażer, który donośnym głosem zachwalać będzie produkt. Pojawiają się też autobusowi kaznodzieje, zbierający kasę na kościół. Zresztą religia ma wielkie znaczenie w Salwadorze. Wielokrotnie przechodziłem obok kościoła a czasem zwykłego baraku czy betonowego budynku skąd dochodził śpiew wiernych, a ktoś grzmiącym głosem nakazywał ludziom co robić, aby pójść do nieba.
W ciągu 3 godzin znalazłem się w górach, w niewielkim, bardzo przyjemnym, kolonialnym miasteczku. W Suchitoto są góry, jezioro, brukowane uliczki, cisza, spokój. Jestem jedynym gościem w hostelu Dos Gardenias. Stary dom, z ogrodem, porośnięty krzakami. Jest tu bar, wygodne sofy i pianino. Puste uliczki ożywają pod wieczór.
Dni są bardzo słoneczne i gorące - wtedy życie toczy się pod dachami domostw. Kobiety robią pranie; mężczyźni siedzą na chodniku, piją piwo i rozprawiają o Bóg wie czym. Uliczki ciągną się w dół i w górę. Przy krawężnikach rosną palmy, kwiaty, chwasty. Sielanka.
Krętą uliczką zszedłem do jeziora. Szukam cienia, azylu. Bez skutku. Okoliczne wzgórza są łyse, wręcz pustynne - kiedyś rosły tu drzewa, wycięto je jednak, nie sadząc nowych. Deforestacja to jeden z problemów Salwadoru. Na ogołoconych z roślinności wzgórzach, pasą się suche krowy. Dzieje się NIC.
La Palma. Podróż autobusem do La Palmy to czysta przyjemność. Jedziemy w górę, coraz bardziej na północ, w stronę granicy z Hondurasem. To ostatnie miejsce, w którym zatrzymuję się podczas tej wizyty w Salwadorze. Jest weekend i trwają przygotowania do fiesty. W dzień ludzie zajadali się różową watą cukrową, pupusami, tłustymi, zimnymi frytkami i gotowaną kukurydzą. Całe rodziny chodziły po mieście w kółko. Wyrostki sterczały pod ścianami, żując gumy i rozbierając wzrokiem nastoletnie dziewczyny, przechadzające się pod rękę. W sobotę wielki festyn ludyczny. W niedzielę wielki ludyczny kac.
Podziel siÄ™ tym co czytasz:
Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa
< Powrót do listy artykułów
Sunzal. ZatrzymaÅ‚em siÄ™ w Surfer’s Inn - przyjemny pokój (100 dolarów za miesiÄ…c, albo 8 za dzieÅ„), ogromny ogród z wielkimi drzewami i hamakami pomiÄ™dzy nimi. Na weekend zjechaÅ‚y siÄ™ tÅ‚umy ze stolicy. Od wÅ‚aÅ›cicieli hostelu pożyczyÅ‚em boogieboard (nazywany też bodyboard) - krótkÄ… deskÄ™ z pianki z elastycznÄ… linkÄ…, którÄ… przytwierdza siÄ™ na rzep do rÄ™ki. Zamiast surfować na stojÄ…co zasuwasz na brzuchu - w sumie, to namiastka prawdziwego surfingu. Za pierwszym razem nie zabraÅ‚em ze sobÄ… maÅ‚ych pÅ‚etw - musiaÅ‚em siÄ™ wiÄ™c nieźle napracować aby dopÅ‚ynąć w miejsce, gdzie przeÅ‚amujÄ… siÄ™ fale. Potem już jakoÅ› poszÅ‚o - choć kiedy porwaÅ‚a mnie fala, w parÄ™ sekund znów znalazÅ‚em siÄ™ przy brzegu (trzeba surfować wzdÅ‚uż fali a nie z niÄ…).
Czekając na falę zapominam o wszystkim. No, może nie o wszystkim... uważam na innych, bo w wodzie łatwo stracić głowę (w przenośni i dosłownie). Ostre krawędzie desek mogą szpetnie okaleczyć lub ogłuszyć. Tu wszystko może się zdarzyć - aż strach pomyśleć jak to jest, gdy surfuje się na ogromnych falach, gdzieś na Thaiti czy Hawajach. W wodzie wszystko jest względne; wszystko cały czas się zmienia: wiatr, prądy morskie, przypływy i odpływy, ukształtowanie plaży i zatoki, podwodne skały i rafy.
Sunzal położone jest przy drodze CA-2. Pełno tu ogromnych amerykańskich ciężarówek przewożących drewno opałowe, słychać je z daleka. Autobusy z i do La Libertad pojawiają się często, wyrzucając kolejnych pasażerów i zabierając następnych. W paru niewielkich knajpkach można przekąsić to i owo - przede wszystkim pupusy (naleśniki z nadzieniem z fasoli, sera i mięsa). Tanie, smaczne i pożywne. Za dwa dolary dostaniesz 4 pupusy, kawę i sok ze świeżych pomarańczy.
Suchitoto. Po czterech dniach zmykam na północ kraju. Ostatnia kąpiel w oceanie, szybkie śniadanie w pupuzerii i wbitka w autobus do La Libertad, gdzie przesiadam się w chickenbusa do stolicy. Tam wybiórka kasy z bankomatu, autobus miejski na dworzec. Pół godzinki czekania, no i chwilę później jadę w góry do Suchitoto. Poruszanie się po Salwadorze jest bardzo łatwe i tanie.
Kobiety z towarem przenoszonym w plastikowych miskach na głowie, wsiadają na tył autobusu. Na każdym przystanku pojawiają się sprzedawcy lodów, kurczaków, owoców, lekarstw, długopisów, baterii, ładowarek, etui do komórek i innych dupereli. Czasem wskoczy akwizytor, komiwojażer, który donośnym głosem zachwalać będzie produkt. Pojawiają się też autobusowi kaznodzieje, zbierający kasę na kościół. Zresztą religia ma wielkie znaczenie w Salwadorze. Wielokrotnie przechodziłem obok kościoła a czasem zwykłego baraku czy betonowego budynku skąd dochodził śpiew wiernych, a ktoś grzmiącym głosem nakazywał ludziom co robić, aby pójść do nieba.
W ciągu 3 godzin znalazłem się w górach, w niewielkim, bardzo przyjemnym, kolonialnym miasteczku. W Suchitoto są góry, jezioro, brukowane uliczki, cisza, spokój. Jestem jedynym gościem w hostelu Dos Gardenias. Stary dom, z ogrodem, porośnięty krzakami. Jest tu bar, wygodne sofy i pianino. Puste uliczki ożywają pod wieczór.
Dni są bardzo słoneczne i gorące - wtedy życie toczy się pod dachami domostw. Kobiety robią pranie; mężczyźni siedzą na chodniku, piją piwo i rozprawiają o Bóg wie czym. Uliczki ciągną się w dół i w górę. Przy krawężnikach rosną palmy, kwiaty, chwasty. Sielanka.
Krętą uliczką zszedłem do jeziora. Szukam cienia, azylu. Bez skutku. Okoliczne wzgórza są łyse, wręcz pustynne - kiedyś rosły tu drzewa, wycięto je jednak, nie sadząc nowych. Deforestacja to jeden z problemów Salwadoru. Na ogołoconych z roślinności wzgórzach, pasą się suche krowy. Dzieje się NIC.
La Palma. Podróż autobusem do La Palmy to czysta przyjemność. Jedziemy w górę, coraz bardziej na północ, w stronę granicy z Hondurasem. To ostatnie miejsce, w którym zatrzymuję się podczas tej wizyty w Salwadorze. Jest weekend i trwają przygotowania do fiesty. W dzień ludzie zajadali się różową watą cukrową, pupusami, tłustymi, zimnymi frytkami i gotowaną kukurydzą. Całe rodziny chodziły po mieście w kółko. Wyrostki sterczały pod ścianami, żując gumy i rozbierając wzrokiem nastoletnie dziewczyny, przechadzające się pod rękę. W sobotę wielki festyn ludyczny. W niedzielę wielki ludyczny kac.
Podziel siÄ™ tym co czytasz:
Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa
< Powrót do listy artykułów