Dziennikarz i krytyk muzyczny, popularyzator muzyki country. Pracował m.in. w Magazynie Muzycznym oraz w wytwórni fonograficznej Wifon. Jest twórcą Międzynarodowego Festiwalu Piknik Country w Mrągowie. Autor kilku tysięcy audycji radiowych. Współpracował m.in. z Programem I i III Polskiego Radia, oraz Radiem Katowice. Współpracował również z Telewizją Polską. Otrzymał tytuł Najlepszego Prezentera Muzyki Country poza USA, przyznany przez Country Music Association w Nashville (2000). Jest honorowym obywatelem stanu Tennessee oraz honorowym prezesem Stowarzyszenia Muzyki Country. Miłośnik Polanicy, honorowy członek klubu Rotary RC Polanica-Zdrój.
Z Korneliuszem Pacudą rozmawia Maciej Schulz.
Jak narodziła się Pańska miłość do muzyki country?
Będąc nastolatkiem interesowałem się rock 'n’ rollem, ale kiedy stracił on swoją werwę i spontaniczność, sięgnąłem do jego podłoża, czyli muzyki country. Czarno-biała mieszanka, czyli muzyka amerykańskiego Południa połączona z bluesem i gospel to w zasadzie rock 'n’ roll. Wolałem tę białą odmianę, wywodzącą się z muzyki contry, ponieważ była ona bardziej melodyjna i chwytliwa. Uwielbiałem takich muzyków jak Eddie Cochran, Jerry Lee Lewis, czy Buddy Holly i Elvis Presley. Oni wszyscy pochodzili z amerykańskiego południa, a country to właśnie folklor tamtych terenów. Niestety koła opiniotwórcze z Północy USA starały się osłabić impet rock 'n' rolla uważając go za muzykę plebejską. Tak też się stało, a ja zainteresowałem się country.
A jak w latach poprzedniego systemu udawało się Panu przemycać tę muzykę do Polski?
W tamtych latach odgradzała nas od Zachodu „żelazna kurtyna”, która w 1956 r. została lekko podniesiona. Polscy towarzysze uważali, że trzeba wiedzieć co się dzieje na świecie aby prowadzić wymianę kulturalną, korzystać z nowinek technologicznych. Młodzież interesowała się jazzem, ale jak wiemy lubi ona tańczyć i tak w Polsce pojawił się rock 'n’ roll. Wolno było słuchać muzyki zachodniej, ale trudniej było z płytami, których po prostu nie było. One kosztowały dolary, a państwo dolarów nie miało, więc nie miało środków na „byle co”. Z pomocą przychodzili marynarze, którzy przywozili płyty. W 1962 r., zaraz po maturze, założyłem Klub Przyjaciół Piosenki przy Radiostacji Harcerskiej przy współpracy z Witoldem Pogranicznym i Markiem Gaszyńskim. Później rozpocząłem również współpracę z radiową Trójką. Poznawałem coraz więcej ludzi, związanych z radiem do dziś, jak Piotr Kaczkowski, Dariusz Michalski, Maria Szabłowska, Marek Owsiński. Zaprzyjaźniłem się również z Andrzejem Olechowskim i Wojciechem Mannem. To była kolebka polskiego rock 'n’ rolla. Do tego doszły zespoły Chochoły, Kawalerowie, Malkontenci. Klub upadł w sposób naturalny, ja poszedłem do wojska, a potem wróciłem do radia i na kolejne studia – anglistykę. Napisałem pracę magisterską na temat poezji ludowej, ale w tekstach piosenek amerykańskich. Odnowiłem kontakt z Markiem Gaszyńskim. I tak rozpocząłem audycję Niedzielna Szkółka Muzyczna oraz Wszystkie Drogi Prowadzą do Nashville, którą prowadziłem przez 25 lat. W 2001 r. podziękowano mi. Przedstawiałem czołówkę muzyków country, sprowadzając płyty za własne pieniądze. Czasami jeździłem do Berlina i tam kupowałem płyty z przeceny, ale wiedziałem czego szukać. Polacy słabo wtedy znali angielski, a pokochali country chyba za muzykę i samą interpretację. Starałem się więc tłumaczyć teksty, streszczać piosenki. Także ta muzyka zaistniała na naszym rynku tak jak rock 'n’ roll i tego nie dało się wyplenić. Podejrzewam, że wielu działaczy partyjnych też lubiło country. W tym systemie były dziury, a Trójka to było okno na świat.
Jak trafił Pan do Polanicy?
Był to początek lat 90. Robiliśmy tu Przepustkę do Mrągowa, czyli eliminacje dla polskich zespołów, które chciały wystąpić na scenie głównej w Mrągowie. Przez kilka lar współpracowało się bardzo miło, sporo pomagała nam istniejąca wówczas Turystyczna Szóstka. Jednak po pewnym czasie ta impreza przeniosła się gdzie indziej, ale mój sentyment do Polanicy pozostał. Miasto mi się bardzo podoba. Byłem wstrząśnięty powodzią w 1998 r. i napisałem o niej piosenkę, którą wykonał zespół Partytour z Wrocławia. Dostaliśmy pieniądze od prezesa PZU na teledysk, który krąży gdzieś w sieci. Poznałem wielu ciekawych ludzi. Mam tu wielu znajomych i przyjaciół, a samo miasto podoba mi się najbardziej spośród wszystkich kłodzkich uzdrowisk. Polanica jest mała, zwarta, z piękną promenadą przy rzece, odnowiono park, powstają nowe hotele. Często tu przyjeżdżam. Mikroklimat jest wspaniały, miejsc do zwiedzania w okolicy wiele. Współpracuję też z Polanickim Gościńcem w temacie spotkań muzycznych, uczestniczę w Święcie Jazzu Tradycyjnego. Spowodowałem, że powstała piosenka Polanica Mon Amour, którą wykonują jazzmani. W Polanickim Gościńcu chcemy utworzyć klub muzyczny, w którym występować będą dobrzy i znani muzycy.
Jest Pan honorowym obywatelem stanu Tennessee. Skąd to wyróżnienie?
Jeżeli ktoś przez 25 lat robi audycję radiową, chyba jedyną w tej części Europy, z Nashville czyli stolicą tego stanu w tytule, to może ktoś to dostrzeże. W 1987 r. otrzymałem właśnie ten tytuł. Amerykanie chętnie przyznają honorowe obywatelstwa dla osób, które zrobiły coś co promuje region i kraj. W Polsce jest z tym trudniej. Dopiero w okolicach 20. Pikniku Country otrzymałem honorowe obywatelstwo Mrągowa.
Podziel się tym co czytasz:
Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa
< Powrót do listy artykułów