Relacja Bartka Pogody (1976), fotograf
i podróżnika pochodzącego z Kłodzka.
Jadę przez krainę aligatorów, nieruchomo pozujących turystom. Bagna, upał, komary. Droga nr 41 – Tamiami Trail. Przejeżdżam przez Narodowy Rezerwat Wielkich Cyprysów, rezerwaty Indian aż zatrzymuję się w Everglades City, gdzie zapadam w sen w City Motel.
Jadę bez celu. Nie mam chwili na atrakcje turystyczne. Najważniejsza jest droga. Nie mam za dużo czasu – jedynie tydzień, a właściwie pisząc te słowa tylko 6 dni. Wiem, że za dużo nie zrobię, szczególnie, że zaległa robota na kompie czeka.
Wstaję rano. O 6.00 w Everglades City ani jednego człowieka. Biegnę 3 kilometry, wracam do motelu, pakuję graty, które wrzucam do chevy camaro, szpanerskiej bryki, która jak się okazuje jest tutaj czymś tak normalnym jak mały fiat w latach 80-tych w PL.
Opuszczam Everglades i trafiam przypadkowo na wyspę milionerów Marco Island. Piękne domy, pod każdym zaparkowany jacht. Ani żywej duszy. Potem Naples – dziwny twór, pusty, niewiarygodnie czysty. Tam zjadam okropne śniadanie w jednym z tych typowych amerykańskich diner’ów ulokowanych w centrum handlowym. Suzie Cafe – najlepsze śniadanie w mieście – well…
Potem już się gubię. Zjeżdżam z autostrady i krążę po omacku pomiędzy Tampą a Ocalą…
Ocala National Forest to niesamowity park narodowy. Kilkaset kilometrów kwadratowych przecinają dwie główne drogi z północy na południe, ze wschodu na zachód. Pełen no tresspassing, pickupów, wąsatych facetów w czapeczkach bejsbolowych wraz z towarzyszącymi im monstrualnymi kobietami o tłustych włosach, odzianych w t-shirty ozdobione napisami w stylu: American Dream, Baby, I am sexy. Dziś jest sobota. Ameryka wypoczywa.
Mijam RV Parki pełne kamperów, opuszczonych domków letniskowych, wszystko jest For Sale. Kryzys pełną gębą – czego nie było jeszcze widać na południu w okolicach Naples. W gąszczu drzew co chwilę wyłuskuję niesamowity drewniany domek na sprzedaż. Tak samo nad jeziorami.
El Jesus es Señor, Only God can speak to you, Gospel sat 10 am, 4 pm – kościoły różnych odłamów chrześcijaństwa zapraszają w każdej zapadłej zupełne wyludnionej dziurze. Domy wyznaniowe to drewniane i betonowe budynki z pustymi parkingami. Droga numer 40 wlecze się przez park narodowy aby skręcić na północ w stronę St. Augustine. 45 mph, 55 mph, 65 mph maksymalnie – nie wiem co drzemie pod maską mojego camaro – 550 koni mechanicznych zostawię sobie jednak w spokoju…
St. Augustine – najstarsze miasto w USA. Przepiękne, akurat tonie we mgle i nawet weekendowy tłum nie rozpieprza jego uroku. Chciałbym tu zostać – jednak wszystkie hotele full.
Zasuwam dalej, na południe wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Mgła coraz gęstsza – w końcu zatrzymuję się w Flagler Beach, nie jestem w stanie dalej jechać. Jest już ciemno a mgła ogranicza widzenie na max 50 metrów. Na stacji benzynowej koleś poleca Topaz Motel. „No crackheads, no problem” – mówi, że najlepszy przy oceanie i najbezpieczniejszy… Goodnite, America.
www.bartpogoda.net
Podziel się tym co czytasz:
Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa
< Powrót do listy artykułów