Kraina fiordów przyciągała nas od wielu lat. W 2010 roku dojechaliśmy naszym starym kamperem aż na północne, poszarpane wybrzeże Norwegii. To wystarczyło aby marzenie zakiełkowało w naszych głowach. Trzy lata później, już pożyczonym nowym kamperem i z nowym członkiem ekipy na pokładzie - 10 miesięcznym Leo, dojechaliśmy do Geirangerfjord. Tam zaczęła się 2-tygodniowa przeprawa przez góry, tunele, wąskie drogi pnące się diabelskimi serpentynami w górę i w dół.
Po 4 dniach w Oslo wyszło nam, że musimy szybko znaleźć się w okolicach fiordów. Problem był jeden - nasz synek pomimo niezłego treningu wcześniej w samochodzie osobowym w kamperze strasznie źle znosił podróżowanie w foteliku. W dzień ledwo dało się jechać - młody człowiek protestował kiedy nie spał albo gdy już znudziły mu się bajki odpalane na ipadzie. Dramat. Wymyśliliśmy, że zrobimy nocny hop jak najdłużej się da. A najlepiej aż w okolice Geirangerfjord. W Norwegii, jak nie ma gór, autostrady są super, więc zrobiliśmy 300 kilometrów zanim odpadliśmy gdzieś na przydrożnym parkingu w okolicach Otta.
Przygoda zaczęła się. Genialnewidoki, którymi nie znudziliśmy się ani trochę, zaczęły pojawiaćsię za oknami kampera. Pogoda była wspaniała, mieliśmy czas na spacery, a droga w dolinie wiła się między dwoma parkami narodowymi - Reinheimen i Breheimen.
Wieczorem dojechaliśmy nankemping w Geirangerfjord. To jeden z najpiękniejszych fiordów w całej Norwegii, no i chyba dość turystyczne miejsce - choć i tak w porównaniu z tłumami jakie przewalają się w lecie przez nadmorskie okolice Polski, Hiszpanii czy Francji, było w miarę luźno. Nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem miejsca na kempingu a spanie na dziko też nie jest zabro-nione w Norwegii. Trochę odpoczęliśmy: wycieczki promem, spacery z naszym pieskiem Teodorem (dla którego był to niestety ostatni trip), przepiękna słoneczna pogoda i porywające krajobrazy.
Byliśmy w raju, ale trzeba było jechać dalej. No i może to był błąd - zajechaliśmy się na tych fiordach. Męczące podjazdy, kręte drogi - odcinek 100 km robiony w 3 godziny - mały Leo często protestował i robiliśmy sobie dłuższe postoje. Teraz widzę, że 2 miesiące to byłoby za mało. A my chcieliśmy to zrobić w dwa tygodnie. A no i jeszcze okazało się, że fiordy prawie cały czas są bardzo do siebie podobne a najbardziej niesamowite są parki narodowe. Dojechaliśmy do Aalesund (przejeżdżając dwukrotnie porażającą drogą Troli) aby zmienić plany.
www.bartpogoda.net
Podziel się tym co czytasz:
Blip Flaker Twitter Facebook Nasza klasa
< Powrót do listy artykułów